Jazz bez - 2001

* Dzien pierwszy

4.12.2002
W tym dniu w " Baszcie Prochowej" graly zespoly Dixieland "edikus" oraz "Lewandek Trio" Janusz Izbinski

Otwarcie
Jest jeszcze proch w "Baszcie Prochowej"??? !!!

Bez wzgledu na sliskie drogi i niesamowity chlod we Lwowie, bez wzgledu na wszelkie granice i trudnosci jezykowe, na punktualnosc lwowiakow i gosci, ktora pozostawia wiele do zyczenia, bez wzgledu na wysoka scene w "aszcie Prochowej", z winy ktorej omal nie wywrocil sie jeden z prowadzacych festiwalu Jorgos Skolias (przy okazji wyrazil pewna watpliwosc co do przychylnosci Ukrainy do Polski... w ogolnym rozbawieniu dodal, ze macie wysokie progi, jak na nasze nogi"), otoz nie zwazajac na wszelkie przeszkody, niepokoje, niepohamowana chec zanurzenia sie w jazzie po rocznej suszy ( takze zanurzenia sie w szampanie i piwie), nareszcie 4 grudnia we Lwowie rozpoczal sie Ukrainsko-Polski Festiwal Jazzowy "JazzBez...2002"!!!
Uroczyste, proste, ladne, jazzowe, odlotowe, jednym slowem, nawet sobie takiego nie wyobrazalam. "Baszta Prochowa" huczala od ludzi, blask swiec odbijal sie w szkle kielichow i kufli (tak romantycznie...), ogolny nastroj na niebanalna, elitarna jednoczesnie bardzo rozna muzyke jazzowa, mnostwo znanych muzykantow, gosci i gospodarzy imprezy, zapach jesiennych lisci (pewnie, jeszcze sie nie wywietrzyl po poprzednim festiwalu, na ktorym cala sala byla nimi zasypana), blysk instrumentow i oczu, bebnienie palcami po blatach stolikow oczekujac akcji, gotowosc aparatow fotograficznych, dyktafonie i uszu, zywe rozmowy spojrzenia ukradkiem na scene... Oto! Muzyczny wstep, cisza niesamowita (slychac trzask plomieni swiec), wychodza prowadzacy: cala w zlocie, blyszczaca i elegancka rt Bilska caly w czerni, szarmancki Jorgos Skolias. Swietna para, moim zdaniem. Wprawdzie, rt wiecej mowila, Jorgos spiewal (Hmmm! Majac takie dane wokalne! ),m.in. szalone oklaski wywolala jego improwizacja na temat Marty: "Ona duzo mowi, ona duzo mowi, ona duzo mowi..." (Jorgos mowil i spiewal po polsku, a Marta, po ukrainsku). A wiec improwizowali nie tylko muzykanci, ale i sami prowadzacy, przy czym i jedni i drudzy robili to doskonale.
Jako pierwszy na scenie gral znany lwowski zespol Dixieland "edikus", uczestnicy ktorego sa w dodatku lekarzami! Dlatego nie dziwi wniosek Jorgosa, ze "ich muzyka nas leczy... mozna czuc sie bezpiecznie". Orkiestra istnieje od 1960 roku, wystepujac w roznym jazzowym skladzie, poczawszy od kwintetu do big bandu. W stylu dixieland muzycy pracuja od 1994 roku, ich program obejmuje jazzowe standardy plus ukrainska melodyka, wlasne kompozycje w najlepszych tradycjach dixielandu. "Medikus" uczestniczyl w miedzynarodowych festiwalach jazzu a takze koncertach w Krzywym Rogu i Sumach (Ukraina), Tallinie (Estonia), Warszawie, Wroclawiu, Szczecinie (Polska), Grazu (Austria), teraz, we Lwowie.
Najpierw "medikusi" zagrali tradycyjny jazz. Caly smak jazzu, musze podkreslic, odczulam nawet bardziej niz przypuszczalam, poniewaz obok przy moim stoliku siedzial zupelny fan jazzu, powiedzialabym nawet "jazzbezniety". Palil cygaro, piszczal, gwizdal, czasem cos mi krzyczal do ucha, imitowal (dosc dobrze) gre na wszelkich instrumentach (a robil to z cygarem w reku, dlatego od czasu do czasu uchylalam sie od jego mlynopodobnych ruchow), skakal i tupal nogami w takt muzyki, nasza lawka podskakiwala i sasiadka z tylu, o plecy ktorej kilka razy jazznelam sie szybko zaproponowala mi wyjsc i potanczyc kolo sceny. Po doktor-jazzie muzykanci zagrali kilka kompozycji bluesowych, moj sasiad rzekl ze dopiero sie zacznie, aha - ...wiec wszystko przede mna, i zdecydowanie zmienilam miejsce. Z tej strategicznej pozycji sasiad wygladal bardzo energicznie i przyjemnie, w dodatku do niego nieostroznie przysiadla sie Lesia Babiak, redaktor gazety Wiruju, ktora grzecznie i cierpliwie podskakiwala na laweczce caly koncert. Kiedy spojrzalam na publicznosc i...zdziwilam sie stwierdziwszy ze 95% lawek tak podskakuje... "Nie jestes sama"... Na scenie dzialo sie cos niesamowitego, muzykanci sami szaleli od swego grania. Z pod czarnych kapeluszy ze zlotym napisem "JAZZ" splywal pot, instrumenty fruwaly niczym motylki w rekach jazzmenow, twarzy mienily sie, palce biegaly... Zamknac oczy i po prostu wsluchac sie w muzyke nierealne, ale z drugiej strony takie widowisko...
Jurij Szarifow, znany lwowski muzykant, np., mogl kilka utworow przesiedziec (sluchajac), zamknawszy oczy... Publicznosc pochlaniala kazdy ruch, klaskala i krzyczala brawo na kazda improwizacje czy udany urywek, czasem emocjonalnie podskakiwala, rozlewajac na sasiadow lwowskie piwo, ktore pienilo sie tak samo, jak jazz na scenie. Za chwile na cale to widowisko, na scene ruszyli fotografowie, mozna bylo odniesc wrazenie ze oni tanczyli miedzy bebnami, pod kontrabasem, aparaty prawie ze wskakiwaly do trombonu, kapeluszy, miedzy publicznosc, to tu, to tam blyskaly lampy (do tego wszystkiego przyczynil sie rowniez Krzysztof Sawicki), ktos przygladal sie muzykantom przez metne szklo kufla, komus zachcialo sie romantyki - dlatego ten ktos podniosl swiece i zaczal nia kolysac w rytm jazzu, kropiac woskiem bliznich... cale cunami emocji wywolal ukrainski blues, napisany dwa wieki temu w wykonaniu medycyniakow, gdy do jazzu wszedl Bajda, ale nie po prostu, lecz z wodeczka... (o tym byla mowa w piosence, ktora wykonal Myroslaw Ciupak). Sasiad z cygarem byl w szoku od kontrabasisty Andrija Cegalskiego wciaz krzyczac Lesi na ucho wyrazy swego zachwytu. Rowniez brzmial temat ukrainski, ktory bardzo przypominal temat Diuka Ellingtona. Pod czas koncertu, a zwlaszcza od czas wykonania jazzowej kolomyjki (!!!), przedostatniej kompozycji (jako ostatni byl ceremonialny marsz pozegnania) nagle uswiadomilam sobie, ze jazzem moze byc wszystko... bez zadnych ograniczen i granic... Naprawde, jazz bez.

Komentarz i wrazenia po wystepie Wolodymyra Kit (trabka):
"Wrazenia po koncercie bardzo dobre, po prostu wspaniale. Dobrze ze sie zaczal, dobrze ze jest. Mysle, ze bedzie piec dni odpoczynku i i przyjemnosci, przynajmniej dzis wieczorem tak bylo, mysmy grali i publicznosc to czula". "Jak sie udaje polaczyc tak zupelnie odmienne zawody: muzykanci-lekarze? - pytam". "To juz tyle lat! Juz zesmy sie przyzwyczaili, to juz jest sposob zycia, bycia... w ciagu 40 lat.
kto jest kto?
Jerema Kaminski (klarnet, lekarz pediatra),
Jewhen Prokip (trombon, stomatolog),
rest Dowhanyk (saksofon tenor, kierownik wydzialu chirurgii),
ndrij Cehalskyj (kontrabas, pracownik katedry anatomii),
yroslaw Ciupak (banjo, wokal, radiolog),
wan Gospodarec (instrumenty perkusyjne, jedyny nie lekarz... )
(ale taki perkusista mogl by byc niezlym masazysta... - ut.)

Czego mozna zyczyc festiwalowi? Zycia. By zyl, zyl i zeby bylo jeszcze pare takich festiwali, bo raz w roku to jest tak malo... Chcielibysmy, by byl jakis klub jazzowy; spora publicznosc, ludzie chca sluchac jazzu. Zespola polski, ktory bedzie gral - rockowy, bardzo dobry, wspanialy zespol. Lwowiacy beda mieli na co popatrzec, podczas festiwalu tu przybeda swietni muzykanci. Nie za czesto to sie zdarza."
Po takiej jazzowej "profilaktyce" Dixielandu "Medikus" na scenie pojawili sie polscy muzykanci:
(lub po prostu Izba, co tez napisano, a raczej wycieto, zdaje sie, na jego ekstrawaganckim czarnym kapeluszu), wokal, gitara i "Lewandek r" w skladzie: Tomasz Grabowy (bas), Zdzislaw Babiarski (klawisze) oraz Zbigniewa Lewandowskiego (perkusja).

Jorgos wydeklamowal spiewajac, czy tez zaspiewal deklamujac, ze " sz-sz-sz-o-o-o-o-o-u-u-u m-a-a-s-t g-o-o-o-o o-o-o-nnnn..." Fantastyczny wokal! Lawki (tym razem 99%) podskakiwaly na calego, swieczki tanczyly razem z kielichami i kuflami na stolikach, po ktorych wielu bebnilo, pewnie w ramach wsparcia Lewandowskiego. Jazzbezniety sasiad "pomagal" wszystkim muzykantom, a przede wszystkim Januszowi... Co prawda, wokal sasiada do wokalu Janusza, mial daleka droge...
Po kilu utworach do zespolu dolaczyl Krzysztof Sawicki z ustna harmonijka. Od razu okupowali go dziennikarze, coz, nic dziwnego! pan Konsul we wlasnej osobie! (Wspominajac jego wypowiedz z konferencji prasowej w dniu 28 listopada, pomyslalam sobie, ze rzysztof Sawicki nie mial racji i ze nigdy nie jest za pozno by zostac geniuszem...) Po jakims czasie do muzykantow dolaczyl wykonujacy w ten wieczor role prowadzacego Jorgos Skolias. On raczej nie przylaczyl sie, a po prostu podszedl do mikrofonu i gral!!! Podczas calego koncertu on sobie tez gral, ale bez mikrofonu (tez spiewal, tez pogwizdywal). Potem Konsul chcial "zwiac" skromnie, niczym, wystarczy. Nie tak sie salto! Jan, w pore to zauwazyl. Wtedy wokal zmienil sie na polski (przedtem - wylacznie anglojezyczny), publicznosc zakrzyczana, bila brawa, szumiala radosnie, zywo, az w glowie zaszumialo... Jednak, mysle... wszyscysmy z Jazzu.... tzn. jazznieci, jazzbeznieci, itd... usiedziec spokojnie na laweczce juz nie moglam... Jorgos cos spiewal o przyjazni Ukrainy do Polski (juz pewnie zapomnial "wejscie z przeszkodami " na scene), Izba wolal, by wszyscy spiewali. Nareszcie! Moj sasiad ze szczescia omal nie ryczal, jego cygaro latalo nad glowami ludzi w promieniu pieciu metrow (sadze, ze chcial dosiegnac sceny...) Oklaskom konca nie bylo, masowy chor ujawnil, ze jazz moze wykonac nawet choralnie, tj. jazz bez zadnych ograniczen, uprzedzen, przystankow, falszu... Po prostu jazz bez.

Komentarz i wrazenia w czasie jam session Jan Izbinski:
"Jestesmy tu po raz pierwszy i w zasadzie mielismy zbyt malo czasu, by te wrazenia mogly sie jakos ulozyc w pelni i ostatecznie. Bardzo dobrze ze taki festiwal odbywa sie na Ukrainie. W Polsce zarazem i sa, i nie ma takich festiwali: niektore odchodza, jakies nowe powstaja. Ten festiwal dobry jest tym, ze blisko jest granica oczywiscie powinna byc jakas wymiana "Ukraina-Polska" przede wszystkim na gruncie kulturalnym. "JazzBez..." najlepiej nadaje sie do takiej wymiany: mysli, emocji... Wrazenia po koncercie bardzo dobra, wspaniala publicznosc. Chociaz dla nas, Polakow, ona jest troche zimna... Ale ogolnie rzecz biorac, bardzo milo. Nawet bez wzgledu na zmeczenie po dlugiej podrozy, poniewaz mieszkam nad samym morzem, w Swinoujsciu (najdluzsza kolej w Polsce to Swinoujscie -Przemysl) i do samego Przemysla dostawalem sie dlugo. Ale mam nadzieje, ze jeszcze tu przyjedziemy. Koniecznie.
Jazz dla mnie?
Po pierwsze, chcialbym ogolnie powiedziec, ze jazz jest wspaniala muzyka, ze jest on calkowita improwizacja, majaca solidna, powazna baze. Jest tu satysfakcja, bo jest proces tworzenia. Blues i jazz to jest muzyka tworcza, to wam nie taka sobie piosenka... Jazz to zycie. Trudno mi powiedziec czy Lwow jest miastem jazzu...
Czego bym zyczyl takiemu festiwalowi?- Powinien trwac i dziesiec, dwadziescia lat. Na przyklad, w Polsce od 1957 roku istnieje festiwal "Jazz Jamboree", czyli juz... 45 lat! Moze, wy tez doczekacie sie... no bo nas juz nie bedzie. ( tak optymistycznie sie smieje! - ut.)
Czym sie rozni polski sposob wykonania jazzu od ukrainskiego trudno powiedziec, bo zbyt malo slyszalem. Ale jazz jest uniwersalny, on na prawde nie ma granic i to jest najwazniejsze w tej muzyce. Bardzo udana nazwa "JazzBez..."
Chetnie i z usmiechem odpowiada na pytania Zbigniew Lewandowki:
"Wrazenia ... trudno, jeszcze sie nie oswoilem, tak szybko wszystko sie odbylo, tak szybko tu przyjechalismy... Nawet nie zauwazylem, to jest to, ze zawodowo i ze smakiem przygotowana impreza... bardzo sympatyczna publicznosc. Szkoda, ze nie mozemy tu zostac do rana, bo rano powinnismy byc w Przemyslu, dlatego nie mozemy dokladnie obserwowac ten festiwal. Ale w sumie, swietnie ze w takim miescie jak Lwow ma miejsce taka impreza. am nadzieje, ze stanie sie ona tradycja, i bedzie miala swoja stala mape kulturalnego zycia we Lwowie. Lwow, moim zdaniem, znow przezywa renesans, bo jak by nie bylo, to jest troche zapomniane miasto... Ale z innej strony europejska metropolia, jeden z najwazniejszych osrodkow kulturalnych Europy! Tak bylo m.in. przed wojna, wiele panstw o tym pamieta.
Z pewnoscia, Lwow jest miastem jazzu. Jesli nie zawodzi moja znajomosc historii, to tu jeszcze przed wojna w 20-30tych latach istnialy zespoly jazzowe. Z tamtych czasow nie brakuje tu muzyki, ktora swoja droga jest bliska ludziom tu mieszkajacym... Tak mozna powiedziec o amerykanach, poniewaz oni sa wychowani na tej muzyce, maja odpowiedni temperament... od przyrody maja w sobie ten swing, ten jazzowy puls.
Przed nami gral zespol ukrainski... czym sie rozni sposob wykonywania? Nie mozna ich tak zaszufladkowac, to jest jazz po ukrainsku.
Jazz dla mnie moje zycie, ja, wlasciwie, zyje ta muzyka. Poza tym zyje tez muzyka klasyczna, powazna. Ale jazz jest tym "moim" jeszcze z czasow dziecinstwa. Gdzies w latach 50-tych po raz pierwszy zobaczylem jazzowy plakat pewnego saksofonisty, prawie sie zakochalem w jego graniu, potem uslyszalem jeszcze jeden zespol jazzowy, w taki sposob jazz stal sie moja ulubiona muzyka. Potem oczywiscie byly rozne rzeczy, rockowe, na przyklad, ale ja wciaz powracam do jazzu. Poza tym, sadze, dla wielu ludzi jest to nawet filozofia, sposob zycia, dla innych jest to muzyka, ktora albo podnieca, albo uspokaja. Jest w niej masa uczuc, i kazdy moze wybrac cos dla siebie. Jazz bez zadnych ograniczen". Jazzowalam, odlatywalam, jazzbezilam, wypytywalam, przygladalam sie, nawet troche zalapalam polski.
Maria Tytarenko

 

Используются технологии uCoz